Przejdź do treści

Były to jedyne odpowiednie kroki, na tamtą chwilę

Kam

W drugim poniedziałku lipca zamiast w gabinecie u jednego z najlepszych ginekologów w mieście, siedziałam w autobusie do czeskiego Brna.

Aborcji dokonałam rok temu w lipcu. W moim przypadku decyzja okupiona była wieloma łzami, nieprzespanymi nocami i rozmyślaniami. Byliśmy z partnerem po poważnym związkowym zakręcie, byłam wtedy jedyną pracującą w naszym domu osobą i prawdę mówiąc ciąża była wynikiem pierwszego seksu bez zabezpieczenia.

Wcześniej zawsze się zabezpieczaliśmy. Nie mam pojęcia dlaczego wtedy zrezygnowaliśmy chociażby z prezerwatywy. Spóźniająca się miesiączka nie wróżyła niczego dobrego. Tym bardziej, że ja dopuszczałam możliwość urodzenia, a partner definitywnie przedstawiał swoje antynatalisteczne poglądy. Do tego dochodziły problemu rangi mieszkanie 23 metry kwadratowe czy jego bezrobocie.

Dwie kreski na dwóch kolejno zrobionych testach odebrały mi mowę. W głowie kłębiło się milion myśli. Powiedziałam partnerowi. Zareagował spokojnie, zapewniał, że wszystko będzie dobrze, że będzie się starał. Uwierzyłam i zaczęłam powoli oswajać się z myślą, że czeka nas życiowa rewolucja. Wybrałam ginekologa i umówiłam się na pierwszą wizytę za kilka dni.

W drugim poniedziałku lipca zamiast w gabinecie u jednego z najlepszych ginekologów w mieście, siedziałam w autobusie do czeskiego Brna. Obok mnie siedział partner. Ten sam człowiek, który swoimi argumentami i zachowaniem przekonał mnie do usunięcia ciąży. Gładził mnie po twarzy, mówił, że tak bardzo kocha i przeprasza.

W czeskim gabinecie spotkałam 4 inne polskie kobiety. Byłam pod wrażeniem profesjonalnej opieki medycznej i podejścia do pacjentek. Po zabiegu poczułam ulgę i mimo, iż naprawdę chciałam urodzić wiem, że obecny partner nie byłby dobrym ojcem. W dodatku wyszły na jaw jego zaburzenia psychiczne. Dziś wiem, że mimo żalu, który nadal we mnie jest były to jedyne odpowiednie kroki, na tamtą chwilę.